Recenzja Sezonu 1

1923 (2022)
Ben Richardson
Guy Ferland

Elegia dla Duttonów?

Kolonialne fantazje i ekscytujące przygody mieszają się tu z melodramatem większym niż życie. Taylor Sheridan, twórca uniwersum "Yellowstone", zawarł w "1923" naprawdę imponującą panoramę
Elegia dla Duttonów?
Dzieje rodu Duttonów nie układają się w pasmo sukcesów, zwycięstw i podbojów. Wywodząca się z Irlandii rodzina jest raczej skazana na ciągłą tułaczkę i walkę o przetrwanie. Nawet w pierwszych dekadach XX wieku, gdy jej członkowie zarządzają pokaźnym ranczem w Montanie. Wprawdzie widmo wojny udało się przegnać, ale na horyzoncie pojawiają się nowe zagrożenia: susza, plaga szarańczy, zalążki Wielkiego Kryzysu, który w tej części kraju przedwcześnie daje o sobie znać. Pogarszające się warunki życia i perspektywa głodu sprawiają, że nietrudno o konflikty na linii ranczerzy-pasterze. Nagła wojenka wybucha między Jacobem (Harrison Ford) i Carą (Helen Mirren) Duttonami a właścicielami owiec, którym przewodzi Szkot Banner Creighton (Jerome Flynn). W tym starciu nie obejdzie się bez ofiar, a wzajemną nienawiść, prócz narodowych zaszłości, podsyci współpraca Bannera z cynicznym biznesmanem Donaldem Whitfieldem (Timothy Dalton).


Serial "1923" nie poprzestaje jednak na rozwijania jednego wątku przewodniego. Równolegle śledzimy aż trzy autonomiczne historie, z których każda reprezentuje inną konwencję, nastrój i estetykę. W scenerii amerykańskiej rozgrywa się jeszcze dramat Teonny Rainwater (Aminah Nieves) – rdzennej mieszkanki kontynentu siłą wyrwanej z rąk rodziny i poddanej reedukacji w szkole katolickiej. Jeśli w opowieści o męce nastoletniej dziewczyny znajdujemy ślady kina zemsty i filmu rozliczeniowego, wątek Spencera Duttona (Brandon Sklenar) i jego afrykańskiego romansu z Alexandrą (Julia Schlaepfer) można uznać za coś kompletnie przeciwnego. Kolonialne fantazje i ekscytujące przygody mieszają się tu bowiem z melodramatem większym niż życie. Taylor Sheridan, twórca uniwersum "Yellowstone", zawarł więc w "1923" naprawdę imponującą panoramę ludzkich losów i szeroki wachlarz społeczno-ekonomicznych problemów.

Istniało ryzyko, że w zaledwie 8 odcinkach nie uda się zachować balansu między kilkoma historiami o tak dużym bagażu emocjonalnym i dramaturgicznym. I nawet jeśli nie wszystkie kluczowe momenty zdążą wybrzmieć, a część bohaterów uzupełnia tylko tło, Sheridan znów triumfuje. Najpewniej dlatego, że opanował sztukę budowania wielowątkowych, epickich narracji rodem z XIX-wiecznych powieści. Losy Duttonów są dla niego jednocześnie materiałem na realistyczny do bólu portret Ameryki oraz sugestywną metaforę kresu Dzikiego Zachodu. Spójrzmy na życie ranczerów takich jak Jacob i Cara, którym starość nie przynosi wcale spokoju i zasłużonego odpoczynku. Troska o połacie ziemi, zwierzęta i topniejący majątek spędza im sen z powiek, a pomoc w osobie bratanka Jacka (Darren Mann), jego narzeczonej Elizabeth (Michelle Randolph) i paru zaufanych kowbojów nie zawsze wystarcza. Dla kobiet przypisanych do sfery domowej każdy wyjazd partnerów wiąże się z nerwowym oczekiwaniem na ich bezpieczny powrót, a dla mężczyzn ze świadomością, że mogą więcej nie ujrzeć ukochanych. Serial przekonuje, że na amerykańskich preriach szczęście jest ledwie przebłyskiem pośród długich okresów niepewności i zmagań z naturą, drugim człowiekiem, własnymi słabościami. Efekty tych zmagań odbijają się zwłaszcza na pomarszczonej twarzy Cary, niby zachowującej pogodę ducha i ostudzającej gorące, męskie głowy, ale w rzeczywistości gromadzącej latami smutki i wątpliwości. Helen Mirren wzorcowo wywiązuje się z roli niestrudzonej strażniczki domowego ogniska, która jednym ruchem brwi potrafi przywołać Jacoba i Jacka do porządku, a w porze kryzysu godnie zastąpić męża. Jej słowne przekomarzania i czułe wymiany spojrzeń z Harrisonem Fordem są ozdobą całego serialu i dowodem na to, że legendarni aktorzy nie tracą artystycznego wigoru. 

   

Motyw rodziny i umacniającej ją tradycji zajmuje poczesne miejsce w "1923", ale Sheridan pokazuje wyraźne tąpnięcie w dziejach Dzikiego Zachodu. Zmiany technologiczne, na czele z nadejściem elektryczności, przekształcają powoli sposób życia i priorytety mieszkańców. Automobile stają się konkurencją dla koni, pralki – dla ręcznych metod czyszczenia ubrań, a radio – dla prasy. Ważniejsza od szeregu nowinek, które ewidentnie nie odpowiadają konserwatystom takim jak Jacob, okazuje się ekspansja wielkiego kapitału. Kończą się czasy zawierania honorowych umów i bezinteresownej pomocy sąsiadom – pieniądz przejmuje kontrolę nad prawem i stosunkami społecznymi. Uosobieniem czystego materializmu, drapieżnego biznesu i braku poszanowania cudzej własności jest w serialu Whitfield. Człowiek z pozoru kulturalny i obyty, ale pod maską eleganckiego przedsiębiorcy skrywający diabelski uśmiech i imperialistyczne zapędy. Wcielający się w demonicznego bohatera Timothy Dalton (najbardziej niedoceniony odtwórca Bonda) bywa na ekranie autentycznym monstrum, które zadaje innym ból w białych rękawiczkach.

Na podobnej zasadzie funkcjonują postacie księży i zakonnic ze szkoły, do której uczęszcza Teonna. Serial brutalnie obnaża wpływ Kościoła (i rządu) na niszczenie rdzennych kultur przez porywanie dzieci i przymusowe edukowanie ich w zachodnim modelu. Choć Sheridana można czasem podejrzewać o zbytnią nostalgię względem minionej epoki, w historii Teonny nie ma jej ani trochę. Surowy, miejscami wręcz naturalistyczny styl, jaki showrunner narzucił sekwencjom z nastoletnią dziewczyną, oczyszcza je z niepotrzebnych ornamentów i czyni najmocniejszymi punktami "1923". Widz świadkuje i bezsensownej, tłumaczonej religijnymi nakazami przemocy ze strony duchownych, i przynoszącym tylko namiastkę ulgi aktom zemsty. Konflikt między okrutną instytucją wspieraną przez władze a rozproszonymi po kraju plemionami przypomina kolejną wojnę, nie mniej krwawą i długotrwałą niż ta zakończona w 1918 roku. Przykład Teonny i jej bliskich sugeruje zaś, że jedynym wyjściem z patowej sytuacji jest ucieczka – przekroczenie kręgu prawa stanowionego z myślą o dominacji białego człowieka. Tak mroczna wizja odebrania autonomii rdzennym ludom to jasny sygnał, że Stany Zjednoczone od zawsze wybierają systemową opresję, by (bez)skutecznie zamazywać wewnętrzne różnice i podziały. Jednoczy się tam wyłącznie mała grupa uprzywilejowanych dyktująca reszcie swoje bezlitosne warunki. Przy pomocy siły lub kapitału. 


W zderzeniu z dwoma "amerykańskimi" rozdziałami serialu wątek wspólnej podróży Spencera i Alexandry wydaje się pewną fanaberią. Dziwnym mariażem "Pożegnania z Afryką" i "Titanica", który przecinają wojenne retrospekcje. Z jednej strony irytuje sentymentalno-kiczowata otoczka tych partii, przesadna estetyzacja ujęć i egzotyzacja afrykańskich plenerów. Doskwiera też brak wiarygodności w kilku ekstremalnych sytuacjach, z których bohaterowie i tak muszą wyjść bez szwanku. Z drugiej zaś – podziw wzbudza scenograficzny rozmach, ożywienie ducha klasycznych hollywoodzkich widowisk i ostra krytyka arystokracji pogardzającej każdym, kto postępuje niezgodnie z jej sztywnymi zasadami. Największą przyjemność zapewnia obserwacja Brendana Sklenara i Julii Schlaepfer – ekranowych kochanków, między którymi iskrzy od pierwszych scen. Na przemian zmysłowi i porywczy, błyskawicznie zyskują naszą sympatię i przywracają wiarę w gwałtowność oraz przypadkowość miłosnego uczucia. Wbrew oczekiwaniom nawet ich romantyczną przygodę wypełni nuta goryczy, a cały serial układa się dzięki temu w elegię dla Duttonów i Dzikiego Zachodu – groźba rozpadu ich dziedzictwa nigdy nie była bardziej realna, a demontaż znanego im świata już się rozpoczął. Czy zdziesiątkowana rodzina przetrwa? Niby odpowiedź jest jasna, a my i tak niespokojnie patrzymy w przyszłość razem z bohaterami…
1 10
Moja ocena serialu:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones